Kuchnia jachtowa dla smakoszy
Kuchnia jachtowa kojarzy Ci się jedynie z pasztetem, mielonką i pulpetami ze słoika? Na Mazurach takie produkty mają wprawdzie swój urok, ale jachtowe menu nie musi się na nich kończyć i może być dużo bardziej zróżnicowane.
W dawnej tradycji żeglarskiej kuk nie był szczególnie poważanym członkiem załogi – często określano go nader niemiłymi epitetami, co znalazło swe odzwierciedlenie w szantach: kuk w piosenkach to „stary złodziej, brudas i mruk”. Okrętowy kucharz łatwego życia na wielkim żaglowcu nie miał, bo produkty, z których przychodziło mu przygotowywać potrawy, były częstokroć bardzo niskiej jakości: zarobaczone suchary; wołowina tak słona, że mimo płukania jej z marynarskich podniebień skóra schodziła całymi płatami; gruba kasza, gotująca się całymi godzinami. Rzecz jasna dawny kuk nie miał do dyspozycji zbyt wielu świeżych warzyw i owoców, a warunki przechowywania jedzenia bardzo odbiegały od współczesnych.
Obecnie we flocie handlowej i na okrętach wojennych kuk ma znacznie lepszą pozycję, a niektórzy władcy kambuza osiągają prawdziwe mistrzostwo w sztuce kulinarnej – ba, ich potrawy we wspomnieniach ucztujących marynarzy nabierają wręcz cech magicznych. Na przykład w „Piosence o kuku” zespół Zejman i Garkumpel wychwala kuka takimi wersami: „Tu wśród kubków, talerzy, pląsem miąs cię ugości, Garść uśmiechu odmierzy, doda szczyptę radości. Na pokładzie ulewa, a tu czajnik ci śpiewa i śpiewają ci łyżki wazowe, Bo gdy kuk poda pyzy, milkną sztormy i bryzy, I niegroźne są góry lodowe.” Z kolei Poręba o kuku ze statku „Wieczno” pisze, że marynarzom „Nie skąpi napitku i nie skąpi jadła”. Andrzej Urbańczyk zaś, który w samotnych rejsach był kapitanem, majtkiem i kukiem jednocześnie, wyśpiewuje pochwałę „Ogórkowej”, w której gustuje sama żona Neptuna.
Na Mazurach też trafiają się prawdziwi mistrzowie garnka i patelni, którym niestraszne jest gotowanie w nie najwygodniejszych warunkach. Dla załogi tacy kukowie to skarb, a ich wyczyny wspomina się potem latami, tęskniąc do smakowitych potraw, podawanych w dodatku „na tarasie z widokiem na zachód słońca nad jeziorem”. My w Kliwrze też takich kuków mieliśmy i mamy. Prym wśród nich wiedzie Artur Waberski „Alleluja” – instruktor obdarzony tubalnym głosem i wyrafinowanym podniebieniem. Oj, nie bez przyczyny kursanci pchają się na pokład, na którym gotuje Waberek.
Artur zgodził się podzielić dziś z Wami kilkoma przepisami. Oczywiście dania przygotowywane według nich najlepiej smakują na Mazurach, ale nawet gdy przyrządzicie je w domu, z pewnością poczujecie niezwykły smak żeglarskiej przygody. A zatem:
„Mielone łyżką kładzione”
Weź mielone mięso, posól je i dopraw zgodnie ze swymi upodobaniami – może być czosnek, majeranek, koper włoski, pieprz i papryka. W garnku z grubym dnem rozgrzej sporo oleju. Gdy olej będzie już gorący, łyżką kładź mięso na olej i smaż na chrupko z obu stron. Pychota.
„Kiełbasa a ‘la pizza”
Kiełbasę w typie podwawelskiej pokrój na centymetrowe krążki i podsmaż na patelni z obu stron. Zetrzyj na grubej tarce żółty ser i wysyp go hojnie na kiełbasiane krążki. Patelnię przykryj, zwiększ gaz i czekaj, aż ser się stopi. Nie zapomnij poruszać patelnią, aby ser do niej nie przywarł. Delikatnie zsuń „pizzę” na talerz, keczupem wyrysuj linię brzegową ulubionego jeziora i żaglówkę. Smacznego!
„Koko-cola”
Piersi kurczaka włóż do garnka, zalej colą i dodaj sporo płynnej maggi. Przykryj garnek, zabezpiecz go przed wylaniem się zawartości na przechyłach. Cierpliwie odczekaj 5 godzin. Rozgrzej olej, obsmaż kurczaka, a potem na każdym płacie mięsa połóż cząstkę brzoskwini z puszki. Jeśli wolisz bardziej swojskie smaki, możesz zamiast brzoskwiń użyć jabłek, które delikatnie rozpraż wcześniej na patelni. Och, mniam! Aż ślinka cieknie.
A jakie są Wasze ulubione jachtowe potrawy? Które dania sprawiają, że aż mruczycie z przyjemności? Podzielcie się z nami przepisami – albo popłyńcie na kliwrowy rejs i weźcie udział w konkursie na Mistrza Kambuza!
Anna Pięcińska